– Była wtedy jakaś zbuntowana, inteligentna młodzież, choć niekoniecznie z inteligencji się wywodząca. Zbuntowane dziewczyny i chłopcy w glanach, zainteresowani nowością, Zachodem, ale tym kontrkulturowym, lewicowym. Nie znosili komunistów i Kościoła katolickiego. Cenili sobie niezależne myślenie, kochali kulturę. Tego już nie ma. Nawet się nie zorientowaliśmy, jak to znikło w ciągu lat 90. Jedni pewnie poumierali, zaćpali się, inni się zmienili, weszli w skórę żołnierzy kapitalizmu.
Okazali się za słabi, za wrażliwi?
– Nie… Myśmy ich zabili. My i Kościół katolicki.
Kościół? Dlaczego?
– A przypomnij sobie: w 1991 roku 49 procent ludzi było za niekaralnością aborcji, a tych, którzy chcieli karać – 48 procent. Władza, nie licząc się z tym, wbrew niewielkiej, ale jednak większości, wprowadziła ultrakatolickie prawo i cała Polska dostała wtedy lekcję: demokracja jest gówno warta, racja jest gówno warta, myślenie jest gówno warte – będzie tak, jak chce Kościół katolicki. Teraz się wszyscy dziwią, że wszędzie panuje konformizm, każdy się boi powiedzieć cokolwiek przeciwko temu, co mówi szef, nauczyciel etc. Tym ludziom powiedziano: demokracja nie ma żadnego znaczenia, jeżeli chcecie mieć trochę osobistej wolności, to musicie się dorobić, musicie ją sobie kupić. I w ten sposób ludzie zostali skurwieni. Nie tyle zmarginalizowani, co znieprawieni. Ci, co nie umarli lub nie wyjechali, w większości przestali wierzyć w sens jakiegokolwiek innego działania poza egoistycznym, tak sądzę.